Dynamiczna akcja, pełno zwariowanych pomysłów i jeszcze dziwniejszych zwrotów akcji, piętrowa intryga i szczypta humoru – to wszystko znajdziecie podczas seansu.
W jednym z wywiadów poprzedzających premierę "Drużyny A" reżyser Joe Carnahan stwierdził, że jest wielkim nieporozumieniem nazywanie jego filmu remakiem telewizyjnego serialu. I rzeczywiście, zbieżność tytułu i imion bohaterów wydaje się całkowicie przypadkowa, co najwyraźniej zauważył i polski dystrybutor, ponieważ zrezygnował z serialowej nomenklatury (zapomnijcie o Buźce, tu jest Face).
Ci, którzy liczą na sentymentalną podróż w czasie, muszą przygotować się na rozczarowanie. Natomiast ci, którzy znają poprzedni film Carnahana "As w rękawie",poczują się jak w domu. Dynamiczna akcja, pełno zwariowanych pomysłów i jeszcze dziwniejszych zwrotów akcji, piętrowa intryga i szczypta humoru – to wszystko znajdziecie podczas seansu. Brzmi jak raj dla małych i dużych chłopców? I tym właśnie jest kinowa "Drużyna A". Carnahan co prawda złagodził humor i pozbawił sceny brutalności, lecz to wciąż nawalanka "pełną gębą", bajka z wielkimi gnatami, eksplozjami i samolotami w rolach głównych. Jeśli tego oczekujecie, na pewno się nie zawiedziecie.
A co z samą drużyną? Cóż, jedni sprawują się lepiej, inni gorzej. Gwiazdą obrazu jest bez dwóch zdań Sharlto Copley. To prawdziwy świr i do tego całkiem zabawny gość. Jak na aktora o dość niewielkim stażu gra wręcz fantastycznie, bijąc resztę obsady na głowę, i to bez większego wysiłku. Liam Neeson jako Hannibal również radzi sobie całkiem nieźle. Bradley Cooper nie ma problemu z zagraniem uroczego podrywacza. Zastanawiam się jednak, na ile inspiracją był dla niego serial "Drużyna A", a na ile serial "Kill grill", w którym sam grał niepoprawnego kobieciarza. Oczywiście największe kontrowersje będzie wzbudzał Quinton Jackson jako BA. Mnie jego kreacja nie powaliła, ale nie ze względu na grę Jacksona, a raczej ze względu na dialogi, jakie przypisali mu scenarzyści. Przykro to mówić, ale dostały mu się najsłabsze kwestie, a i pomysł z jego nawróceniem się zupełnie nie przekonuje.
Przesiąknięty testosteronem film to doskonała letnia produkcja. Dużo się dzieje, jest głośno, a intryga, choć wydaje się skomplikowana, jest w rzeczywistości banalnie prosta. Męska widownia będzie zachwycona. Film jednak nie wskrzesza legendy serialowej "Drużyny A", nie przywraca "starych dobrych czasów". Jedyny prawdziwy moment retro ma miejsce w scenie z trójwymiarową projekcją. To hołd Carnahana złożony twórcom i jedyne odstępstwo od jego stylu. Tak jednak wygląda rozrywkowe kino z początku XXI wieku. Większość z nas zdążyła się do tego przyzwyczaić.
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu